Rzeczyca Sucha, 25 października 2015 roku
Moja dwunastoletnia córka odrabiała dziś pracę domową z języka polskiego. W podręczniku reprodukcja pewnego dzieła sztuki. Obydwoje patrzymy na nie.
Czy na obrazie Leopolda Lewickiego Tłum (1935) ścieśnione ludzkie postacie są świadkami jakiegoś widowiska? Czy zgromadziły się przypadkowo, czy też ta sama okoliczność przywiodła je w to samo miejsce? Może oglądają mecz piłkarski lub inne zawody sportowe?
Nie jest to tłum złowieszczy, groźny, ani też krzyczący, domagający się zmian, więc zapewne ludzie ci nie uczestniczą w żadnej demonstracji. Nie uobecniają się emocje zbiorowe. Niektóre twarze wydają się jak gdyby nieobecne, patrzące niewidzącymi oczami.
Jest jednak coś poruszającego w tym obrazie. Nie jest to bowiem tłum bezosobowy, za jaki często zwykliśmy uważać oglądane skupiska ludzkie. Twarze nieco zindywidualizowane. Stosowane przez artystę rozmaite kolory podkreślają odmienność kreowanych postaci. Zastygłe w bierności, nieomal w bezruchu, nie wydają się oczekiwać na cokolwiek. Co zatem może poruszać, kiedy tak patrzymy na to przedstawienie?
Być może tak bardzo zdumiewa cisza, którą nasycony jest obraz. Kiedy spoglądamy na te twarze, czy oczekujemy, spodziewamy się, że za chwilę wszystko przeobrazi się w krzyk, gwałtowność, ekspresję? Wydaje się absolutnie niemożliwe, aby coś głębiej poruszyło te postacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz