Marzył o własnym końcu świata. Otwarcie przyznawał się
do bezradności i braku sił wobec rzeczywistości. Dostrzegał pogrążanie się współczesności w gąszczu i bezliku informacji, w przytłaczającym nadmiarze obrazów. W jego
oczach uprawianie literatury, czy sztuki filmowej strywializowało się. Stało się przynależne
każdemu, kto chwyci za pióro lub weźmie kamerę do ręki. Realność wirtualna. Nieograniczone
możliwości komputerowych realizacji. Świadomie zamilkł, kończąc swoje pisarstwo „Pamfletem
na siebie”. Tadeusz Konwicki napisał tam: Ze swoim wileńskim pochodzeniem mam, może niesłuszne i karykaturalne,
poczucie honoru. Dlatego nie mogę się ścigać ze zjawiskiem, które znany
teatrolog nazywa seksrealizmem fekalnym. Musiałbym, wbrew sobie, zdobyć się na
oddanie klimatu tej wielkiej rewolucji, która się odbyła – z jej łamaniem tabu,
rzucaniem bluźnierstw, koniecznością szokowania na każdym kroku. Ja tymczasem
jestem uwarunkowany nawykami moralnymi i rygorami swojego pokolenia, którego
nakazem jest życie w zgodzie z naturą. Byłoby mi ciężko zadawać sobie gwałt.
Trudno, żebym się przebierał w obcisłe dżinsy i chciał przeskoczyć
młodych. Uważałbym to za upokarzające. Mój czas się skończył.
![]() |
Tadeusz Konwicki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz