Pewnego wrześniowego dnia 1949 roku w oknach nowojorskiego
domu handlowego Bonwitt & Teller Jan Lechoń ujrzał rysunki polskiego artysty
żydowskiego pochodzenia Józefa Rajnfelda. Starannie oprawione, służyły jako dekoracyjne
tło dla eksponowanych w witrynie sukien. O śmierci człowieka, z którym na
przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku łączyła go skrywana więź, poeta
dowiedział się dopiero po wojnie. Widmo zajmujących coraz większe obszary Francji
i nadciągających w czerwcu 1940 roku do Paryża wojsk hitlerowskich popchnęły Rajnfelda do poszukiwania dróg ocalenia. W stolicy upadającego mocarstwa zastukał do drzwi attaché
kulturalnego ambasady polskiej. Właśnie ewakuowano placówkę i pośpiesznie
opuszczano miasto. Usłyszał, że nic dla niego nie można zrobić. Myślę ze wstydem ,że jego chorobliwy strach –
zamiast mnie przejąć współczuciem – zbrzydził mnie … wyznał w „Dzienniku”
Lechoń. Przerażony
Rajnfeld wyrusza więc na południe, w nadziei przedostania się do Hiszpanii. Ścigany
i osaczony przez nazistów popełnia samobójstwo na francuskiej ziemi w sierpniu
1940 roku. Artyzm rysunków Rajnfelda wzbudzał wielkie uznanie u twórcy „Karmazynowego
poematu”. A jego los? Sprawa Józia –
nigdy wewnętrznie nie załatwiona – odezwała się we mnie; choć nic w niej nie
mogłem zmienić, ale będzie mnie ona zawsze gnębić – bo mogłem czuć inaczej.
![]() |
Rysunek Józefa Rajnfelda zamieszczony w miesięczniku "Skamander" z 1936 roku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz